Droga wojewódzka nr 389 prowadzi z okolic Dusznik-Zdroju aż do Międzylesia, mniej klucząc wśród gór mniej więcej równolegle do granicy z Czechami. Przylgnęła do niej nazwa Autostrady Sudeckiej, chociaż pod żadnym względem autostrady nie przypomina – nie ma tu ani fragmentów dwujezdniowych, ani bezkolizyjnych skrzyżowań. Ukończona tuż przed wybuchem wojny, wykonana z niemiecką precyzją i dbałością o szczegóły, musiała zrobić ogromne wrażenie na polskich osadnikach, którzy przybyli tu po wojnie, zwłaszcza na tle innych, dość lichych dróg w okolicy, nie wspominając już o drogach z przedwojennych kresów naszej ojczyzny, skąd głownie pochodzili nowi mieszkańcy tych ziem… I może właśnie stąd ta dziwna nazwa.
Nie jest więc Autostrada Sudecka prawdziwą autostradą, ale w niczym nie umniejsza to jej walorów krajoznawczych, a także rozwiązań inżynieryjnych, które zastosowano przy jej budowie. Jej trasa przewijająca się wzdłuż głównego grzbietu Gór Orlickich, a gdy te przechodzą praktycznie w całości na czeską stronę, wzdłuż Dzikiej Orlicy i leżach za nią Gór Bystrzyckich, należy bez wątpienia do najpiękniejszych pod względem widokowym szos w Polsce. A przy tym jej złożona i nie do końca wyjaśniona historia, powoduje, że owiewa ja cienka lecz nieprzejrzysta mgiełka tajemnicy…
Oficjalnie Sudetenstrasse – bo tak brzmiała oficjalna drogi – zaprojektowana została jako trasa turystyczna, które prowadzić miała wzdłuż całego pasma „spinającą” swoją wstęgą całe pasmo Sudetów. Docelowo miała prowadzić od Zittau aż po Opawę, a otwierając jej fragmenty, posługiwano się nazwą „górskiej drogi widokowej”. Przed samą wojną Niemcy zdążyli oddać do użytku dwa fragmenty – pierwszy prowadził z Świeradowa-Zdroju do Szklarskiej Poręby, a na jego trasie znajdował się słynny Zakręt Śmierci (dziś jest to droga wojewódzka nr 358, nazywana też Drogą Sudecką, co zdecydowanie bardziej oddaje pierwotną nazwę). Drugi powstawał etapami – jest to interesujący nas odcinek o długości około 41 km, nazywany Autostradą Sudecką.
Najpierw, jeszcze na początku lat 30., zmodernizowano odcinek biegnąc przy Zieleniec, później „dołączano” do niego kolejne fragmenty budowanej na nowo lub tylko modernizowanej szosy – najpierw przez Lasowkę do Mostowic, a potem długi trawers Jagodnej, aż do Gniewoszowa. Cały odcinek, aż do Międzylesia ukończono tuż przed wojną – w 1938 roku.
Oprócz swoich turystycznych zalet, droga posiadała też wybitne walory strategiczne. Ciągnęła się wzdłuż granicy z Czechosłowacją, wrogo nastawioną do Niemiec, której granica najeżona była bunkrami i stanowiskami artyleryjskimi. Łączyła wszystkie najważniejsze przełęcze, którymi można było przekroczyć masywny grzbiet Gór Bystrzyckich, pozwalając w razie potrzeby szybko przegrupować siły na zagrożony odcinek. Na dodatek w pobliżu drogi zostały w newralgicznych punktach zbudowane bunkry i schrony, a sama droga w kilku miejscach, najczęściej dość eksponowanych została wyposażona w specjalne komory minerskie, które pozwalały szybko przerwać jej ciąg na dłuższych odcinkach, w miejscach gdzie budowa nawet tymczasowej nawierzchni była praktycznie niemożliwa…
Drogę zaraz po oddaniu do użytku nazwano imieniem Hermanna Göringa, co jeszcze bardziej przyczyniło się do tworzenia wymyślnych hipotez i historii, dotyczących jej przeznaczenia. Łącznie z tą wedle której w jej pobliżu mają się znajdować się podziemia, w której naziści ukryli kosztowności i dzieła sztuki zrabowane w okupowanych krajach… Zostawmy na boku fantazje. Najprawdopodobniej bowiem budowniczowie zastosowali w tym przypadku zasadę „dwa w jednym” i za jednym zamachem powstała i piękna trasa turystyczna, i wojskowa droga o wielkich walorach strategicznych.
Podróż naszą wyjątkową „autostradą” rozpoczynamy przy głównej drodze prowadzącej w stronę granicy w Kudowej. Kilka kilometrów za Dusznikami, prawie u końca długiego podjazdu przez las, skręcamy na południe, w stronę Zieleńca. Jesteśmy prawie na przełęczy Polskie Wrota, którą biegł niegdyś stary szlak handlowy z Czech na Śląsk i do Polski. W tym miejscu Góry Orlickie spadają dość wartko ku północy, a naszym pierwszym etapem będzie pokonanie właśnie tej stromizny.
Droga wije się przez las, wznosząc się konsekwentnie, ale swoim przebiegiem nawiązując do urozmaiconej rzeźby – przecinamy kolejne dolinki i grzbieciki. W końcu wyjeżdżamy na rozległą polanę, z której otwiera się pierwszy widok na ciągnące się za doliną Bystrzycy Dusznickiej Góry Bystrzyckie. Kolejny fragment podjazdu przez las, prowadzi kilkoma śmiałymi zakrętami coraz wyżej, w końcu osiągając najwyższy punkt na naszej trasie – wysokość 925 m n.p.m. Niedługo potem las się kończy i otwierają się rozległe otwarte łąki Zieleńca.
Ten jeden z najwyżej położonych górskich kurortów w Polsce, a w Sudetach – najwyżej, słynie ze specyficznego górskiego mikroklimatu i doskonałych warunków śniegowych. To właśnie dlatego powstał tu wielki ośrodek narciarski – z pięcioma kolejkami krzesełkowymi (piąta właśnie jest na ukończeniu) i kilkunastoma orczykami, przy łącznej długości tras zjazdowych przekraczającej 20 km długości. Liczne pensjonaty i hotele tętnią życiem głównie w sezonie zimowym – od grudnia do końca marca. W lecie jest tu zdecydowanie spokojniej i odludniej.
Z samej szosy otwierają się dalekie panoramy na wschód, ale żeby w pełni docenić położenie miejscowości trzeba zatrzymać się głównym parkingu (na wzniesieniu w środku miejscowości) i podejść w górę (lub wyjechać kanapą) do grzbietu Gór Orlickich. Przed naszymi oczami rozciągnie się widok na całą Ziemię Kłodzką, z charakterystycznym stoliwem Szczelińca i wyniosłą kopą Śnieżnika. Przy dobrej pogodzie widać stąd nawet odległe Jesioniki ze szczytem Pradziada.
Nasza droga prowadzi dalej na południe – za Zieleńcem wjeżdżamy w świerkowy las, po czym zjeżdżamy na rozdroże, na którym z lewej strony dołącza do nas droga z centrum Dusznik. Niedaleko stąd, w lesie znajduje się rezerwat „Torfowisko pod Zieleńcem”, ale jego lokalne nazwy mówią dużo więcej o jego charakterze i właściwościach: południowa część to Czarne Bagno, a północna, najciekawsza – Topielisko. Sztucznie usypana grobla przebiega przez środek torfowiska, od niej odchodzi w bok ścieżka, która drewnianymi kładkami doprowadza do wieży widokowej.
Krajobraz jest tu tak odmienny od tego, co kojarzy się nam z górami, w pierwszej chwili ciężko nie pomyśleć, że właśnie przenieśliśmy się gdzieś do syberyjskiej tundry. Na kępach rozdzielonych oczkami wodnymi rośnie bogata roślinność torfowiskowa - wiele gatunków mchów i torfowców, brzozę karłowatą mającą tu jedno z trzech stanowisk w Polsce, a także sosnę błotna i rosiczki. Ze względu na walory krajobrazu, już w 1919 roku utworzono tu jeden z najstarszych rezerwatów przyrody w Niemczech.
Nasza dalsza droga sprowadza nas do doliny Dzikiej Orlicy, która wkrótce staje się rzeką graniczną. Krajobraz znowu się zmienia. Teraz do złudzenia przypomina opuszczone wioski Bieszczadów lub Beskidu Niskiego. Luźno porozrzucane po okolicy domy otaczają leżące już od dawna odłogiem pola. Gdzieniegdzie pasą się konie, ale widać wiele pustych zagród. Wiosną drzewa owocowe zamieniają dolinę w barwną mozaikę, jesienią - nie ma kto zbierać coraz mizerniejszych, przejrzałych owoców… Mieszkających tu Niemców wypędzono po wojnie, Ci którzy przybyli na ich miejsce, nie potrafili gospodarować w trudnym klimacie i sami uciekli do miast. W 1910 roku, w Lasówce mieszkało 660 osób, dzisiaj – niecała setka…
Nasza „autostrada” opuszcza dolinę Orlicy i wspina się na Przełącz Spaloną. Znowu otwierają się rozległe widoki, a poniżej drogi przyciąga turystów sympatyczne schronisko. Teraz czeka nas długi, prawie płaski trawers najwyższego szczytu Gór Bystrzyckich – Jagodnej (977 m n.p.m.). To właśnie na tym odcinku w nasypie przyklejonym do zbocza znajdują się pod drogą sztolnie minerskie. W okolicy Przełęczy nad Porębą z kolei można znaleźć schron, inny znajduje się także w pobliżu Spalonej.
Czeka nas teraz odkryty odcinek drogi, z pięknymi widokami i prawdziwie… bieszczadzkim klimacie. Brakuje tylko połonin. W zimie ten odcinek nie jest odśnieżany i nawet przy niewielkiej pokrywie śniegowej wiatr tworzy tu trudne do przejechania zaspy. Nieco dalej osiągamy Gniewoszów i odnowiony odcinek drogi. Zjeżdżamy w dół do Różanki, a z niej przez jeszcze jedno wzniesienie serpentynami docieramy do Międzylesia. I pomimo, że miasteczko ma absolutnie prowincjonalny charakter, trudno oprzeć się wrażeniu, że prawdziwie zapomnianą okolicę mamy już za sobą…
źrodło: Onet, foto: IStock
Górskie serpentyny to nie miejsce na brawurę. Zwracajmy baczną uwagę na drogę i jedźmy bardzo ostrożnie.